Dzień dobry!
Nazywam się Magdalena Łąk, prowadzę bloga, mam 23 lata i chciałabym opisać moją drogę do zdrowego odżywienia i aktywności fizycznej. Brzmi troszkę jak fragment ze spotkania AA? To celowy zabieg, gdyż jedzenie (kompulsywne) może stać się uzależniające jak narkotyk.
Od stycznia 2017 zaczęłam regularnie trenować i przywiązywać większą wagę do tego, co jem. Zapraszam do zapoznania mojej historii w pogoni za zdrowiem i dobrym samopoczuciem.
Od jutra…
Praca, mnóstwo obowiązków, stres, mała aktywność fizyczna – wszystko to odbiło się także na mojej diecie, jaką prowadziłam w ubiegłym roku. Zawsze byłam zwolenniczką zdrowego odżywiania i starałam się tego trzymać. A tutaj, zupełnie sobie poluzowałam. Wyjazdy, restauracje, słodycze, pizza- nie stroniłam od tego. Oczywiście codziennie wieczorem wmawiając sobie, że już przecież „od jutra” to wszystko odstawię i powrócę do super zdrowego odżywiania. Fajnie to wyglądało tylko w teorii. W praktyce „od jutra” mogłoby nie nadejść nigdy.
Błędne koło i jedzenie jak nawyk…
To była tylko wymówka, w którą wierzyłam w momencie, gdy sobie to obiecywałam, a właściwie oszukiwałam sama siebie. Tak mijały kolejne dni, ja próbowałam ograniczać kalorie i słodycze w diecie, ale z marnym skutkiem. Gdy miałam zły dzień – wieczorem towarzyszyła mi czekolada, a gdy miałam dobry dzień to… też mi towarzyszyła. Pocieszałam się jedzeniem i nagminnie nim nagradzałam.
Apetyt na słodycze, zaniechanie ćwiczeń, złe nawyki
Mój apetyt był naprawdę spory, jak to się mówi „rósł w miarę jedzenia”. Czasem podjadałam pomiędzy posiłkami, a na słodycze miałam niepohamowaną chęć… codziennie. Sama nie wiem jak ja z takim racjonalnym podejściem mogłam dać tak się wkręcić w to błędne koło. Cheeseburgera z McDonalds’a nie miałam w ustach od dwóch lat, aż do tamtych wakacji. Wstyd. Popadłam w błędne koło i nie wiedziałam jak się z niego wydostać. Chciałam powrócić do treningów, ale wmawiałam sobie, że pracuję i przecież nie mam ani czasu, ani siły. Przytyłam 5 kilogramów i naprawdę nie było mi z tym dobrze. W dodatku czułam się słaba, ospała i czasem towarzyszyły mi dolegliwości trawienne.
Nowy rok, nowa ja – udało się!
W ramach noworocznego prezentu kupiłam sobie… karnet na siłownię. Nie znoszę jak cokolwiek się marnuje, więc postanowiłam, że go wykorzystam i już! Choćby nie wiem co… Tak było w tym przypadku. Zawzięłam się i poszłam na trening. Spotkałam świetnego trenera personalnego i on pomógł mi także z dietą. Wyszłam z impasu. Jednak analizując sytuację, jaka mi się przytrafiła. A właściwie na jaką sama dałam sobie przyzwolenie pragnę przyjść do Was z moimi wnioskami. Dotychczas myślałam, że jestem w kwestii diety nieomylna, a moja silna wola jest niemal żelazna. Myliłam się bardzo i teraz sama to dostrzegłam. Co zatem robiłam źle, a czego nie robiłam, a robić powinnam?
Albo perfekcyjne odżywianie, albo nic
Przede wszystkim mam tendencję do POPADANIA W SKRAJNOŚCI. Albo trzymam dietę na 100%, albo zupełnie sobie odpuszczam. To nie jest dobre podejście. Małe potknięcie mnie demotywuje i sprawia, że mi się odechciewa. Czasem mały słodki grzeszek nic nie znaczy, gdy codziennie odżywiamy się zdrowo. Takie małe odstępstwo od diety ma nawet magiczną moc, która dobrze wpływa na naszą psychikę. Kiedyś takie nadprogramowe skuszenie się na czekoladkę często kończyło się u mnie pożarciem czekolady, a potem jeszcze chipsów, a wszystko przepijałam kakao. Myślałam „albo teraz, albo nigdy”. To złe podejście, które prowadzi nas w ślepy zaułek.
Co warto liczyć zamiast kalorii?
LICZYŁAM KALORIE, a zupełnie ignorowałam makroskładniki. Nie żeby specjalnie. Po prostu nie wiedziałam, że to tak istotne. Wydawało mi się, że liczenie makro to jakaś wielka filozofia i na pewno tego nie ogarnę. A tu wystarczy ściągnąć aplikację typu Fitatu i po kłopocie. Niemal wszystko liczy się za nas, a my mamy pewność, że nasza dieta jest zbilansowana.
Właściwe podejście do jedzenia
ODŻYWIANIE SIĘ TRAKTOWAŁAM JAK OBOWIĄZEK, A NIE PRZYJEMNOŚĆ. Wyraźnie rozgraniczałam „zdrowe jedzenie”, od takiego „dla przyjemności” jak na przykład słodycze. Dlatego szybko zniechęcałam się do codziennych zbilansowanych posiłków, a rozglądałam się za słodkościami czy jakimś małym fast foodem. Teraz staram się, aby moje dieta dostarczała mi także przyjemności, smaków, które lubię, a nie tylko było zbilansowana.
Trening na siłę? A co z posiłkami?
NIE SŁUCHAŁAM SWOJEGO CIAŁA. Często miałam ochotę na odpuszczenie treningu albo jakieś małe odstępstwo od diety czy zwyczajnie pyszny posiłek przygotowany przez moją mamę, który najzwyczajniej w świecie miał więcej kalorii. Omijałam go, bo przecież co to się stanie jak wcisnę na kolację placki ziemniaczane z gulaszem. Powstrzymywałam swoje chęci na zjedzenie różnych dań, które w mojej opinii były „nieodpowiednie”. DZIELIŁAM JEDZENIE NA TO DOPUSZCZALNE I ABSOLUTNIE ZAKAZANE, ZŁE. Kończyło się to dla mnie tak, że dieta zaczęła być udręką, a nie przyjemnością, bo stawiałam na rygor wobec siebie i mnóstwo obostrzeń. Po co?
Zapotrzebowanie kaloryczne to nie wszystko
JADAŁAM ZA MAŁO. Dopiero mój trener uświadomił mi, że 1600 kcal na dzień to wcale nie luksus, ale podstawa, abym egzystowała. Gdy mam dzień treningowy powinnam jeść nawet do 2400 kcal, a w dzień bez siłowni -2000 kcal. W dodatku przy takiej ilości kalorii nawet… chudnę ;) Ja całe życie oscylowałam w okolicach 1600 kcal i dziwiłam się czemu czasem nie mam energii. Potem byłam wygłodniała i rzucałam się na co popadnie znacznie przekraczając moją dzienną, starannie wyliczoną dawkę. I tak w kółko.
Jedzenie jedzeniu nierówne
JEDZ DOBRZE POD WZGLĘDEM JAKOŚCI. Pokarm, jaki spożywamy jest bardzo ważny. Czasem na promocjach skusiłam się na coś pozornie niskokalorycznego, ale o średnim składzie z mnóstwem konserwantów. Nie unikałam też przetworzonej żywności, byle byłaby mało kaloryczna. To był błąd. Wprawdzie już od jakiegoś czasu staram się, aby moje posiłki były jak najlepsze pod względem jakości, ale nadal w tej kwestii się pilnuję. Czasem warto nawet zapłacić więcej, a mieć pewność, że nasz posiłek pochodzi z dobrej jakości, naturalnych produktów.
Nic na siłę
Czasem ZMUSZAŁAM SIĘ DO PRODUKTÓW, KTÓRE MI NIE SMAKOWAŁY, bo było przecież „zdrowe” czy „modne”. To głupie podejście. Każdy z nas ma indywidualny smak, a jedzenie ma być dla niego także przyjemnością, a nie torturą. Nie musimy zmuszać się do jarmużu czy szpinaku, jeśli na sam jego widok robi nam się niedobrze (akurat jarmuż i szpinak to tylko przykład, bo je lubię). Jeśli odczuwacie też dyskomfort po jakimś (nawet zdrowym) produkcie, warto go wyeliminować na jakiś czas i zobaczyć jak będziecie się czuli bez niego. Może cierpicie na nietolerancję pokarmową (gluten, laktoza).
Kompulsywne zajadanie stresów i radości
NAGRADZAŁAM SIĘ JEDZENIEM I JADŁAM NA POPRAWĘ HUMORU. Jedzenie nagrodą? Też mi coś… znam lepsze nagrody. Ale faktycznie moim dużym błędem było zajadanie stresu czy sięganie po słodycze, gdy miałam wybitnie dobry humor. Pożywienie nie powinno być dla nas nagrodą, bo przyzwyczaimy się do tego, że gdy coś nam się uda będziemy po prostu sięgać po swoje ulubione (niekoniecznie zdrowe) produkty i zacznie być to dla nas normą.
Efekt lawinowy
GDY ZDECYDOWAŁAM SIĘ NA ODSTĘPSTWO OD DIETY… NIE KOŃCZYŁO SIĘ NA MAŁYM GRZESZKU. Jedna czekolada potrafiła pociągnąć za sobą falę innych słodkości. Nie jadłam, bo byłam głodna, ale najadałam się „na zapas”, tak jakby jutro świat miał się skończyć. Restrykcyjna dieta na co dzień nie pozwalała mi na takie, nawet najmniejsze łakomstwo i w moich myślach ostro się za to ganiłam. Gdy już jednak się ugięłam… jedzeniu nie było końca. typowy kompuls, nad którym ciężko mi było zapanować. Potem czułam się ociężała i miałam wyrzuty sumienia. Mówiłam sobie „nigdy więcej takiego nieumiarkowania”, a kończyło się tak, że tych „ostatnich razów” było wiele.
Ciągły pęd
JADŁAM W BIEGU. Czasem nie miałam czasu zjeść posiłku, opóźniałam go. To powodowało narastający głód, potem wilczy apetyt. Czasem byłam zmuszona zjeść coś w pośpiechu, ledwo gryząc i nie rejestrując, że właśnie jem posiłek. Piłam też więcej shake’ów, których spożycie zajmowało mi pół minuty. Tym bardziej nie docierało do mnie, że właśnie zjadłam. Nie mówiąc już o samym procesie posiłku, przeżuwaniu (na które także tracimy sporo kalorii), przerwie na jedzenie. To wielki błąd.
Złe mechanizmy
To już wszystkie błędy, jakie wkradały się do mojego żywienia. Pomimo, że znam zasady zdrowego odżywiania, nie kierowałam się niemi w 100%. Odstępowałam od nich. Wiedziałam, że coś jest nie do końca odpowiednie, a wrodzony perfekcjonizm kazał mi tylko podkręcać sobie śrubkę. To było dla mnie dużym obciążeniem psychicznym. W końcu miałam dość narzuconych dobie obostrzeń i zbuntowałam się, popadając tym samym w nieustanną walkę z samą sobą. Dopiero rzetelne podejście do tematu i samozaparcie pozwoliło mi się wyswobodzić w tego błędnego koła. Teraz bardziej rozumiem ludzi, którzy mówią, że nie dają razy schudnąć. Kiedyś myślałam „przecież to takie proste, wystarczy mniej jeść”. Ależ skąd!
Warto sobie pomóc
Mam nadzieję, że mój wpis okaże się dla kogoś przydatny. Wszystkie moje obserwacje poczyniłam na sobie, ale wiem, że podobne problemy na wielu z nas. Przecież nie byłoby tylu chorób cywilizacyjnych związanych z odżywianiem jak choćby anoreksja, ortoreksja czy bulimia, gdyby to ciągle nie był żywy temat.
Dziękuję Adzie (GlowUp) za zaproszenie mnie do tego cyklu.
Więcej moich historii, porad zdrowotnych, fit przepisów znajdziecie na moim blogu: megly.pl
Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za Waszą drogę do zdrowia!
Magdalena Łąk
Jeśli chciałabyś/chciałbyś podzielić się swoją historią o tym, jak zmiana nawyków żywieniowych wpłynęła na Twoje zdrowie i samopoczucie, prześlij ją do mnie, a ja z przyjemnością dołączę ją do nowego cyklu Dieta zdrowia. Jeśli miałabyś/miałbyś w związku z tym jakieś pytania, zachęcam do kontaktu ze mną/Ada
Ooo! Jest mi bardzo miło czytać u Ciebie mój tekst! :)
Super. Bardzo mnie cieszy, że coraz więcej osób interesuje się zdrowym stylem życia, zbilansowaną dietą.
Nie możemy być obojętni na swoje zdrowie i dobre samopoczucie.
Buziaki. :)
To ja Ci dziękuję, że zechciałaś się podzielić swoimi doświadczeniami :* I oby tak dalej!
Dobrze, że dzielisz się tą historią, a także wnioskami z innymi – bardzo wartościowy wpis, który może się przydać osobom mającym podobne problemy. Zawsze też dobrze wiedzieć, że nie jest łatwo, gdy chodzi o zmianę nawyków żywieniowych i dotyczących aktywności fizycznej, ale też nie musi być to katorga. Chociaż dla efektów, warto czasami zacisnąć zęby ;)
Ten komentarz jest dla Madzi, ale dużo prawdy jest w tym, co piszesz. Nie jest łatwo, ale na pewno warto.
Zdecydowanie chodzi o właściwe nawyki, a nie zrywy i uleganie przejściowym nastrojom. Nie znoszę diet, dlatego stawiam na zdrowy styl życia, który jest znacznie prostszy niż jakiekolwiek ograniczenia wynikające z modnych diet. Do tego regularna aktywność sportowa, pozytywne nastawienie do siebie i świata, a nasz organizm odwdzięczy się dobrym zdrowiem i samopoczuciem na lata.
Dokładnie tak! Dbajmy o siebie i swoje ciała, bo przecież będziemy w ich do końca życia ;)
Najlepsza jest zdrowa dieta i rozwijanie zdrowych nawyków już od dziecka. Potem jest dużo łatwiej. A odpowiednie odżywienie organizmu, nie jakieś tam diety cud, to podstawa zdrowia i dobrego samopoczucia. :)
Tak, to prawda. Ale jeśli ktoś zaczyna trochę później, to i tak super. Lepiej późno, niż wcale 🙂
Bardzo ciekawy wpis! Jednak zdrowe odżywianie nie jest czasem takie łatwe, tyle pokus 😕