Czy warto się zdecydować na makijaż permanentny brwi? I co ma do tego cera tłusta?
Jeśli zastanawiacie się, czy makijaż permanentny jest dla Was i czy warto zainwestować w zabieg, zachęcam do przeczytania mojej opinii.
Brwi – bardzo ważny element twarzy
Mówi się, że brwi są ramą dla oka, i jest to prawda. Ale często nie zdajemy sobie sprawy, jak ważnym elementem całego naszego wyglądu są nasze brwi. Wystarczy spojrzeć na przerobione zdjęcia znanych osób, by się przekonać, że np Angelina Jolie wygląda bez brwi bardzo dziwnie. Kolor, kształt, a nawet jeden mm bliżej nosa czy zbyt długi zewnętrzny kącik robią ogromną różnicę w całym postrzeganiu twarzy. Jedne tylko brwi potrafią sprawić, że będziemy wiecznie zdziwione, złe lub niczym księżyc w pełni. Nie zawsze zdawałam sobie z tego sprawę i wiele razy robiłam krzywdę nieumiejętną regulacją. Z czasem włoski zjaśniały i się przerzedziły. I brwi stały się małym kompleksem.
Pracując w portalu urodowym wiele się naczytałam i widziałam sporo metamorfoz, które były spektakularne m.in. dzięki zabiegom makijażu permanentnego. Moja koleżanka też miała „zrobione brwi” i ilekroć byłyśmy gdzieś wyjazdowo razem, to powtarzałam – ja też muszę. Ale czas mijał, ja czytałam i wybierałam metody i wybrać nie mogłam. Aż do momentu, kiedy trafiłam na promocję w tarnowskim salonie Strefa Urody. Oczywiście widziałam wcześniej prace pań linergistek, słyszałam same dobre opinie, więc bez wahania skorzystałam z okazji.
Microblading czy metoda cieniowana (ombre)?
Postanowiłam, że oddam się w fachowe ręce i zaufam, co do wyboru metody (sama stawiałam na klasyczną z efektem ombre). Okazało się, że w związku z tym, iż mam cerę bardzo tłustą, nie jest dla mnie odpowiedni makijaż metodą microblading, tylko klasyczny. Z ulgą przyjęłam, że robimy metodę cieniowaną/ pudrową, inaczej ombre, czyli początek brwi jest jaśniejszy i kolor przechodzi w ciemniejszy ku ich końcowi. Wygląda to niezwykle naturalnie.
Metoda piórkowa (microblading) jest bardziej polecana posiadaczkom cer normalnych i suchych, dlatego że przy cerach tłustych barwnik będzie się utrzymywał w skórze bardzo krótko. Co nie znaczy, że metoda tradycyjna utrzyma się u mnie kilka lat, niestety też nie. Po około roku trzeba będzie wykonać kolejny zabieg.
Przygotowania były bardzo sprawne i ciekawe, z linergistką panią Anią rozmawiałyśmy o kolorze barwnika, wszystko zostało wyjaśnione bardzo dokładnie. Pani Ania zapytała mnie także o planowane farbowanie włosów – czy mam w planie rozjaśniać, czy może farbować na ciemniejszy kolor. Wybrałyśmy jaśniejszy i chłodny odcień barwnika, ponieważ jeśli okaże się, że źle się z nim czuję, bo jest za jasny, to zawsze w trakcie korekty będzie można go przyciemnić. Odwrotnie byłby już problem. Przy pomocy nitki i specjalnej kredki ustalony został odpowiedni kształt brwi. Moja budowa twarzy pozwoliła na delikatne uniesienie zewnętrznego końca, dzięki czemu w gratisie dostałam „lifting”. ;) Następnie przyszła pora na znieczulenie.
Makijaż permanentny – czy boli?
Po odpowiednim czasie Pani Ania przystąpiła do zabiegu – maszynką wprowadzała barwnik w skórę – najpierw „malowała” kontury brwi, a następnie wypełniała środek. Niestety jestem mało odporna na ból i pomimo znieczulenia sam zabieg nie był dla mnie zbyt przyjemny. Mam dwa tatuaże, wiedziałam więc, na co się piszę, jednak wszelakich ukłuć na twarzy wprost nienawidzę. Pani Ania robiła co mogła, a mimo wszystko w głowie kotłowały się myśli „njeeeeeeeeeee”, „koniec! Idę do domu, resztę będę domalowywać!”. Były oczywiście przerwy, bym złapała oddech, ale zabieg nie jest mizianiem. ;) Chwila odpoczynku pojawiła się na końcu, kiedy to pani Ania nałożyła na brwi dodatkową warstwę barwnika (tzw.maseczka) i pozostawiła mnie, bym odpoczęła i się zrelaksowała.
Barwnikowa maseczka została usunięta i tym samym zabieg się skończył. Zostałam jeszcze poinstruowana, jak należy dbać o nowe brwi (w moim przypadku to bardzo ważne). Cała wizyta trwała może około półtorej godziny i cały czas czułam się zaopiekowana. Na wszystkie pytania otrzymywałam odpowiedzi, pani Ania pytała o ból, dodawała znieczulenia i otuchy. Po wizycie wyglądałam całkiem dobrze (nie tylko ze względu na moje nowe brwi! ;) ), nie byłam opuchnięta (a czasem moja skóra lubi tak zareagować), nie byłam też czerwona, a skóra, wiadomo, była przecież podrażniona.
Makijaż permanentny – pielęgnacja
O permanentne ;) brwi w przypadku cery tłustej należy dbać wyjątkowo. Nie mogłam używać do demakijażu czy mycia wody ani mleczek, nie mogłam pocierać, nacierać wazeliną czy innymi tłustymi preparatami, żaden aloes, nic. Po prostu mają goić się same, bez pomocy. Około 2 tygodnie po zabiegu miałam zaplanowany urlop, a w jego trakcie korzystanie ze strefy spa – sauny, masaże itd. Przed samym wyjazdem byłam na wizycie kontrolnej u Pani Ani, która uznała, że już mogę do ochrony brwi użyć wazeliny, jeśli będę w saunie. I ten wyjazd pokazał mi, jakim wybawieniem jest makijaż permanentny. Pełen luz, że nie muszę pamiętać o kosmetykach do brwi, w saunie nie straszyłam. ;)
Oczywiście barwnik zaczął się po pewnym czasie łuszczyć, znosiłam to całkiem nieźle, choć zbyt pięknie to nie wyglądało. W niektórych miejscach wyłuszczył się tak, że nie było po nim śladu. Czekając na korektę, musiałam używać starych przyjaciół – cieni do brwi. Uzupełniałam więc pędzelkiem brakujące miejsca.
Kolor – zaraz po zabiegu podobał mi się bardzo, choć był ciemniejszy, niż finalnie miał być. Myślałam nawet, że może fajnie by było, gdyby taki pozostał. Z czasem jednak, kiedy kolor stawał się jaśniejszy, ja się bardziej do niego przekonywałam i uznałam, że jednak nie będziemy przyciemniać. Z jaśniejszym odcieniem twarz wydaje się łagodniejsza, a brwi wyglądają naturalniej.
Korekta makijażu permanentnego
Wizytę kontrolną zaplanowałam po miesiącu od pierwszego zabiegu i była ona zdecydowanie krótsza i zdecydowanie mniej bolesna, ponieważ zastosowano już mocniejsze znieczulenie. Pielęgnacja po korekcie znowu wyglądała tak samo – zakaz używania wody w miejscach wykonywanego zabiegu, niczym nie smarujemy i szczególnie uważamy. Miałam już swoje patenty na ułatwienie sobie codziennego demakijażu i pielęgnacji, więc tym razem było mi łatwiej. I znowu, kiedy miałam przez chwilkę ciemniejsze brwi, ponownie wróciła myśl – a może jednak przyciemniamy następnym razem? :)
Makijaż permanentny – czy warto?
Tak sobie żyję z moimi permanentnymi brwiami już prawie rok i zbliża się termin kolejnej wizyty. Barwnik jest już coraz jaśniejszy, a w miejscach, gdzie było cieniowanie – już go prawie nie ma. Kolor także nieco się zmienił. Oczywiście miałam to na uwadze i wcale się nie oburzam. Doceniam wygodę, że jeśli nawet nie pomaluję rzęs, to brwi i tak mam. Tak, pomimo bolesnego (dla mnie) zabiegu – warto było. Czuję spokój, że przynajmniej nie muszę kontrolować tego, czy przy przetarciu czoła pomalowane kosmetykami brwi nie zostaną mi na ręce, nie odbiją się na czapce, nie spłyną w upale. Czasem łapię się na tym, że kiedy widzę coraz to nowe cienie, pomady, żele czy pisaki do brwi to pojawia się myśl „ciekawe, czy działa”, a za chwilę przychodzi ulga, że już nie muszę tego stosować. Czas więc pomyśleć o ponownym zabiegu.
I zabieg po roku – grudzień 2019
Minął ponad rok od pierwszego zabiegu, kolor wyblakł tak, że musiałam się przeprosić z kosmetykami do brwi. Tak więc nie było innej opcji, jak zapisać się na kolejny zabieg.
To samo studio makijażu permanentnego w Tarnowie, czyli Strefa Urody, metoda ta sama – pudrowa, zmienił się jedynie kolor. Linergistka Ania, zaproponowała ciemniejszy chłodniejszy kolor, który nie tylko będzie pasował do mojego typu urody, ale przede wszystkim będzie się dłużej trzymał. Wszystko przebiegało tak samo, jak poprzednio. Ustaliłyśmy kształt, wybrałyśmy kolor barwnika, nałożone zostało znieczulenie, które tym razem jak na złość było wciąż i wciąż zbyt słabe. W trakcie zabiegu padło jedno, bardzo ważne pytanie – czy jestem przed, czy po okresie. Byłam w trakcie. :\ Więc cierp ciało… I faktycznie, po zabiegu bolało mnie czoło, zmarszczenie brwi też sprawiało ból. Za to kształt był super!
„Urokiem” ciemniejszego barwnika są zdecydowanie ciemniejsze brwi zaraz po zabiegu. Moje były prawie czarne i czułam się z nimi fatalnie. Miałam wrażenie, że wszyscy się gapią, że wyglądam, jakbym pisakiem rysowała sobie po czole. Z pomocą przychodziła pogoda, bo mogłam założyć czapkę praktycznie na same oczy. Ciemny kolor utrzymywał się prawie tydzień, po czym się wyłuszczył. Pozostał fajny, chłodny odcień, który uważam, że mi pasuje. Na szczęście tym razem barwnik przyjął się praktycznie idealnie, że po miesiącu korektą było tylko minimalne wypełnienie i bardzo delikatne podkreślenie łuku (= brak czarnych brwi!).
Czy wiesz, że…
leki, jakie przyjmujesz mają wpływ na to, jaki finalnie będzie kolor barwnika na skórze? Mogą także sprawić, że zabieg będzie boleśniejszy, a nawet to, że linergistka będzie miała trudność z wprowadzeniem barwnika. Dlatego zawsze informujcie o lekach czy suplementach, które aktualnie zażywacie. Wam może się wydawać, że to bez znaczenia, a dla osoby, która wykonuje zabieg, będzie to bardzo istotne.
Coś na koniec. :)
Przerwa pomiędzy zabiegami dobitnie mi pokazała, że makijaż permanentny brwi metodą pudrową, to była super decyzja.
Ja raz zdecydowałam się na makijaż permanentny inną metodą który kosztował mnie ok 1000zl i to było dzielone na dwie wizyty. Ból był do zniesienia. Ale nigdy więcej. Nie powiem była wygoda ale na krótko. Ten makijaż powinien utrzymać mi się od 3-5 lat a miałam go może do 2 lat. Także dłużej niż autorka. Uważam że jak na taką krótką trwałość taki makijaż powinien kosztować taniej…
Beato, rzeczywiście możesz być nieco rozgoryczona. 2 lata zamiast 3-5 to faktycznie zbyt krótko.
2 lata to mega termin jak bym się cieszyła. Nigdy się nie spotkałam z tym żeby brwi permanentne miały się utrzymywać 5 lat.
Licząc nawet co 3 tyg henne pudrowa po 50 zł brwi permanentne dużo bardziej mi się oplacaja nawet jeśli trwałość by była tylko około roku. No i efekt dużo lepszy intensywniejszy niż przy zwykłej hennie. Także dla mnie to wybawienie.